„Papuga” Gustavo Álvareza Gardeazabala / recenzja pisarki z Cali Carmiñy Navii Velasco

Gustavo Álvarez Gardeazabal właśnie zaprezentował nam książkę, która, jak twierdzi, wieńczy jego karierę literacką: „Papuga grała na skrzypcach”, znakomity, hybrydowy i niejednoznaczny tekst, łączący pamiętnik, autobiografię i sagę rodzinną. Czytanie go to ogromna literacka przyjemność w wielu znaczeniach. W tym tekście będę nazywał go powieścią ze względu na oszczędność językową. Jego struktura jest typowa dla powieści, ale w jednym zdaniu przechodzi od najbardziej nieokiełznanej wyobraźni do najsurowszej rzeczywistości.
Narracyjna podróż rozpoczyna się od narodzin „ja”, które, nie mając innego wyboru, musimy założyć, jest moim własnym ja. To nowo narodzone, wywołujące wymioty dziecko oznajmia, że zamierza spisać swoje życie, ponieważ pozwala mu na to sumienie, od pierwszych chwil po narodzinach. Następnie ukazuje nam szerokie środowisko rodzinne, w którym, już od pierwszych stron, wyłaniają się dwie potężne postacie w życiu i, oczywiście, osobowości „wywołującego wymioty”: matka, nosicielka gwałtownie odrzuconego mleka, oraz dziadek ze strony matki, niosący zbawienie dla dziecka-bohatera.
Czytelnicy czekają na rozwój tego dziecka, ale ta historia o narodzinach dziecka toczy się w czasie i przestrzeni, przenosząc nas do rozległych światów, gdzie jesteśmy świadkami powstawania różnych kultur: Antioquii i północnej doliny Cauca, kultur górniczych i rolniczych różnych krain, a także niektórych miast. Ale stąd idziemy o wiele dalej, ponieważ w każdym ze swoich dzieł Álvarez Gardeazabal aktualizuje powiedzenie Tołstoja: „Pomaluj swoją wieś, a pomalujesz świat”.
Opowieść sięga co najmniej czterech pokoleń wstecz, a w niej jesteśmy świadkami zakładania miast i wsi, wojen narodowych i lokalnych, konfliktów rodzinnych, wydarzeń bohaterskich, szaleństwa i samobójstw... wszystko w pięknie splecionej sekwencji, która kształtuje sagę dwóch rodzin zjednoczonych właśnie tym „ja”, które od początku do końca staje się uściskiem i uwolnieniem czasu i przestrzeni, narodzin i zerwań.

Nowa powieść Gustavo Álvareza Gardeazabala „Papuga grała na skrzypcach”. Zdjęcie: dzięki uprzejmości Intermedio Editores
Jednym z atutów powieści jest ciągłe inscenizowanie samego procesu pisania . Narrator opowiada nam, jak narodził się pomysł na tę historię i jak stopniowo ją budował, poprzez konsultacje w kościołach i kancelariach notarialnych, poprzez podróże wśród swoich bliskich, zarówno teraźniejszych, jak i przeszłych.
Właśnie w ten sposób czytelnicy mogą dotrzeć do struktury narracyjnej, w której autor osiąga swoje największe i najbardziej oryginalne osiągnięcia. W tym i innych dziełach Gustavo Álvarez osiąga znakomitą estetyzację plotek. Jego opowieści – i nie tylko ta – są konstruowane poprzez odzyskiwanie rezonansowej mocy „poczty pantoflowej” i cichego głosu ludzi i kondycji ludzkiej w ogóle. Narrator mruga do nas w tym sensie:
Musiał nie być ani dobrym żołnierzem, ani złym szefem, bo w plotkach, w jakie przez lata zamienił się kanion Porce, bitwy generała Eusebio nigdy nie stały się mitem, ani też nie mówiono o nich tak wiele i szczegółowo, jak mówi się o moim dziadku Pablo i jego wyczynach związanych z poszukiwaniem złota, seksem i alkoholem.
Uważam za stosowne przepisanie cytatu amerykańskiej dziennikarki Franceski Peacock z jej eseju „Plotka jako gatunek literacki?”: „Warto posłużyć się praktyczną definicją. Podobnie jak plotki ze świata rzeczywistego, plotki literackie ujawniają prawdy, które zazwyczaj są ukryte, rodzaj informacji, o których mówi się – gdy się o nich mówi – szeptem. Używam terminu „plotka” bez jego negatywnych konotacji: to osobiste pisarstwo, czy to o autorze i jego rodzinie, czy o innych bliskich mu osobach; to pisarstwo, które przesuwa granice tego, co dopuszczalne do ujawnienia, pisarstwo, które jest (pozornie) bardziej otwarte, pisarstwo, które pozostawia autora bezbronnym na stronie. Zasadniczo jest to pisanie, które ma na myśli czytelnika: adresata listu, adresata wspomnień, a nawet autora po prostu czytającego ponownie swój własny pamiętnik. Ta spiskowa natura wydaje się definiować gatunek, niezależnie od masowej publikacji dzieła; jest to afirmacja osobistych doświadczeń lub sekretów, połączonych ze świadomością, że staną się one (przynajmniej częściowo) publiczne."
Wkraczając do Tuluá de Cóndores, czyli miasteczka Dabeiba, jesteśmy świadkami ujawnienia informacji, które do tej pory pozostawały ukryte lub zatajone, ale są niezbędne do zrozumienia losów bohaterów i samej społeczności. Czasami zastanawiamy się też, czy nie jesteśmy świadkami prawdziwych spisków… W przypadku El Papagayo stopniowo ujawniają się nam intymne relacje rodzinne oraz szaleństwa i sukcesy tych, przez których historię konstruuje się i przekazuje: od pierwszego samobójcy, który powiesił się na drzewie mango, przez bogatą prababcię, która wybrała geja na ojca swoich dzieci, po poświęcenia i hobby księdza w sadze.
Cała powieść przesiąknięta jest subtelnym i bogatym poczuciem humoru , dzięki czemu czytając ją, możemy wyobrazić sobie psotny uśmiech na twarzy autora. Ten sam humor pozwala papugom grać na skrzypcach, a kilkudniowym dzieciom zapisywać swoje wspomnienia. Niewiele mi pozostało do powiedzenia, jedynie zaproszenie do lektury. To dzieło wieńczy niezwykle bogatą i różnorodną literacką podróż.
eltiempo